Bóg? Po co to gadać

To i ty w Boga już nie wierzysz? – uśmiechnął się z nienawiścią Iwan.

– To znaczy, jak by ci tu powiedzieć, jeśli ty rzeczywiście na serio…

– Jest Bóg czy nie ma? – zawołał Iwan z gniewną natarczywością.

– A więc serio? Mój drogi, jak Boga kocham, nie wiem, po co to gadać.

Rozmowa Iwana z Diabłem

Fiodor Dostojewski – Bracia Karamazow

Trzeba jasno zaznaczyć, że teolog ze mnie żaden. Niemniej jednak, podczas mojego krótkiego życia wyrobiłem sobie zdanie na kilka spraw. Jedną z nich jest wiara. Bo, jeśli chodzi o konkrety takie jak Bóg, to czasami się gubię.

Trzy przystanki

Katolicyzm

Zostałem wychowany w wierze katolickiej. Został mi zaaplikowany standardowy zestaw, czyli chrzest, komunia i bierzmowanie. Po drodze nawet zaliczyłem ministranturę i czytałem święte pisma na ambonie kościelnej. Mniej więcej w 4 klasie podstawowej zrozumiałem, że nie czuję przysłowiowej cza-czy. Modlitwa nie była misternym przeżyciem, lecz mechaniczną klepanką słów, a chodzenie do kościoła przykrym obowiązkiem. Nikomu o moich przeżyciach wtedy nie mówiłem, jako dziecko po prostu bałem się przyznać do takich spostrzeżeń komukolwiek. Zresztą sam uważałem taką postawę do wiary za godną surowej nagany.

Kiedy zostałem lektorem i odczytywałem stary testament przed wiernymi, moje fundamenty wiary zostały ponownie poważnie naruszone. W tamtym czasie sam dokładnie nie wiedziałem, co czytam ludziom i doskonale wiedziałem, że ludzie też nie wiedzą. Ja coś tam czytałem, ludzie coś tam słuchali. Efekt był taki, że dołożyłem kolejną religijną czynność, która była w praktyce bezużyteczna, a powinno być wręcz odwrotnie. Dzisiaj sobie to tłumaczę jako urok starego testamentu.

Gwoździem do trumny było bierzmowanie. Liczyłem jeszcze na jakiś przełom, a dokładnie na Ducha Świętego, który miał dodać mi mądrości i ukoić wątpliwą duszę. Niestety nic takiego się nie stało, pusta ceremonia. Miały być duchowe fajerwerki, wyszło jak zawsze. W pierwszym szeregu stąpało uczucie zawiedzenia. Aż chciało się powiedzieć, że ktoś mnie oszukał. W tamtym okresie wszystko mierzyłem swoim małym serduszkiem i tym, co czuję w stosunku do Boga, ponieważ nie byłem jeszcze skalany przez mądre księgi.

Ateizm

W wieku lat 18 dorwałem książkę Pana Richard Dawkinsa – Bóg urojony. Była tak logicznie pięknie napisana, że po jej ukończeniu stałem się 100% ateistą. W końcu ktoś mi wyłożył tą całą teorię na temat Boga i wiary. Postanowiłem odtąd kroczyć ścieżką racjonalizmu i gardzić wszystkim, co święte i ludźmi, którzy tą świętość czczą. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że niezależność w myśleniu nie była moją mocną stroną. Ot, zmieniłem obóz z jednej skrajności w drugą, a moją nową wiarą stała się niewiara. Można powiedzieć, że byłem laleczką, która oddała sznureczki innej ideologii. Sam nic nie chciałem rozstrzygać, odpowiedzialność zrzuciłem na zewnątrz, a dokładnie na autorytet Pana Richarda.

Od tamtej pory aż do dzisiaj dręczyły mnie lekka melancholia, kiedy myślę o Bogu jak o marzeniu ludzkości. Ile to sił i wiary przez tysiące lat człowiek nadaremnie stracił na to marzenie. Tylko jedno wtedy przychodzi mi do głowy, że ktoś strasznie zadrwił z ludzkości. Tego, kto pierwszy wymyślił Boga trzeba było by powiesić na suchej gałęzi, i pewnie tego byłoby mało.

Ignostyzm

„jest bardzo ważne, by nie pomylić cykuty z pietruszką, ale kwestia wierzyć czy nie, naprawdę nie ma większego znaczenia”Denis Diderot

Z czasem mój ateizm osłab i pogląd na świat zmienił się do takiego stopnia, że nie mogłem o sobie powiedzieć ateista. Nie chciałem był szufladkowany, jako człowiek, który wierzy w nieistnienie Boga. Głównym powodem tej zmiany było pytanie: jak powstał wszechświat i co tchnęło go do życia? Kiedyś spotkałem się z taką teorią, że wszechświat po prostu jest od zawsze, bo przecież musi coś być. I niekoniecznie to coś stworzyła jakaś wyższa siła. Jakoś mnie to do końca nie przekonało.

Kiedy uświadomiłem sobie, że pytanie o to czy Bóg jest czy go nie ma, nie można powiedzieć z rozstrzygającą pewnością, sprawy wiary straciły dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Po latach szukania odpowiedzi byłem już zmęczony tym zagadnieniem. Przyznam się szczerze, że mój ziemski umysł jest niezdolny do rozstrzygania takich kwestii. Próba odpowiedzenia sobie na powyższe pytanie jest wyrafinowanym marnotrawieniem czasu. Bóg to temat nieuchwytny, nie warty dłuższych konwersacji. Odpowiedz nic nie zmienia, ponieważ czy Stwórca jest czy nie, i tak trzeba żyć dobrze. A dobre życie jest tylko jedno, i składa się dla każdego z tych samych uniwersalnych czynności i postaw. Niezależnie od tego czy jesteś ateistą, żydem, chrześcijaninem, muzułmaninem, buddystą czy kimkolwiek innym.

Pascal powiedział, że z ekonomicznego punktu widzenia opłaca się być wierzącym, bo nic się nie traci, za to ateista traci życie wieczne. Jak dla mnie jest to nie do przyjęcia. Nie jestem wstanie sobie wyobrazić jak miłosierny Bóg wrzuca niewiernych na wieczne potępienie tylko z tego powodu, że nie kłaniali się dwóm deskom zbitym w krzyż lub nie modlili się w stronę Mekki. Jeśli ja bym tego nie zrobił widząc, że człowiek był dobry, to tym bardziej Bóg. Mógłbym położyć moją głowę na katowski pieniek za te przekonanie. Niestety taka wizja Stwórcy jest dziecinna, opierająca się o strach, że ktoś tam na nas patrzy i skrupulatnie ocenia. Jest to myślenie niedojrzałe, którego nie mogę ścierpieć. Choć doskonale rozumiem ludzi, którzy sobie to mniej więcej tak wyobrażają, w końcu zostali wychowani w takiej, a nie innej kulturze.

Naprawdę lepiej by nam się żyło gdyby wszyscy krzyknęli, że Boga nie ma, jest tylko sumienie.

Bóg – czasami zdaje mi się go widzieć

Ten nie wie, co to Bóg, kto tylko sądzi,

Że Bóg od zewnątrz wszechświat pcha i bodzie.

Nie! On we wnętrzu świata światem rządzi,

Przyrodę w sobie ma i tkwi w przyrodzie,

By tym żywotom, które w nim ożyły,

Ni ducha jego nie zabrało, ni siły.Johann Wolfgang Goethe

Ludzie od zawsze starali się Bogom przypisać swoje ziemskie cechy. Na Olimpie były same kłótnie, Jahwe w starym testamencie gniewał się i karał krnąbrne dzieci z iście ludzką głupotą. Za to dla odmiany chrześcijanie mają kochającego Ojca, który wszystko wybacza. Obraz ten, spaczony jest pierwiastkiem ludzkim, który przez wieki zmieniał się, powiedziałbym wręcz ewoluował do bardziej humanitarnej formy. Niestety, nic to w ostatecznym rozrachunku nie zmienia.

Tak jak prawda jest tylko jedna, tak i Bóg powinien być tylko jeden. Przywódcy religijni mówią, że wierzą w tego samego stwórcę. Stwierdzenie to wywołuje na mojej twarzy tylko uśmiech zażenowania. Jak jest taki sam, to dlaczego tak się różni jego obraz w poszczególnych religiach? Religijność oddala ludzi od absolutu i prawdy.

Bywają takie chwile, kiedy widzę w świecie coś nieuchwytnego, co istnieje w przyrodzie, w każdym promieniu słońca, w szumie liści, błękicie nieba, w deszczowe dni. Przez krótką chwilę wpadam w zachwyt, przytłacza mnie ogrom piękna, którego nie pojmuję. Zastanawiam się wtedy czy aby nie otacza mnie tutaj coś większego, czego nie jestem wstanie zrozumieć. Czuje wtedy nadzieję na coś więcej po śmierci niż nicość. Nie wiem dokładnie na co, ale to nie jest istotne. Wiem natomiast, że wtedy w moim umyśle mimowolnie pojawia się słowo Bóg.

Co prawda takie chwile są rzadkością i zapominam o nich dosyć szybko, uważając to za skutek moich płonnych nadziei. Niemniej jednak nawet ja łapię się na tym, że szukam Boga. Ciężko mi powiedzieć czy wynika to z potrzeby znalezienia sensu życia, czy podświadomego dodania sobie otuchy w trudnych chwilach.

Niepewność wzrasta, dręcząc duszę…

Konkluzja

Uważam, że wiara jest indywidualną kwestią każdego człowieka. I myślę, że racjonalne argumenty nic tutaj nie znaczą. Na niektóre niewiadome można odpowiedzieć sobie opierając się o naukę, i uspokoić tym samym racjonalny umysł. Można też przyjąć to, co nieuchwytne dla badawczego szkiełka i zdać się na potrzeby swojej duszy.

Według mnie oba podejścia do życia są dobre. Jesteś niewierzący? Świetnie, któż by Ci się dziwił o podjęcie takiej decyzji, kiedy w koło wszyscy kłamią. Wierzysz? Cudownie w końcu człowiek musi mieć jakiś sens istnienia.

Ostatniego czego sobie życzę po śmierci, to zdumienie kiedy przywita mnie życie przyszłe. A tym bardziej nie chciałbym się rozgniewać i krzyknąć, że sprzeciwia się to moim przekonaniom;) A jeśli faktycznie nic tam nie ma, to cóż, nie będę miał okazji się rozczarować;)